niedziela, 10 lutego 2019

Jak zagalopować i czemu mi to nie wychodzi?


Jeżeli jakiś bardzo dociekliwy człowiek prześledziłby wszystkie moje jeździeckie problemy, to abstrahując od faktu, że przeraziłby się ich ilością, zapewne stwierdziłby, że co jak co, ale w zagalopowaniu to ja zawsze byłam kiepska. Kwestia tego jak poprawnie zagalopować (a nawet jak zagalopować w ogóle bo i to bywało problemem) była zawsze tym, co w mojej jeździeckiej egzystencji niestannie spędzało mi sen z powiek. No bo jak to - być jeźdźcem i nie umieć galopować? O ile na początku swojej jeździeckiej przygody bardzo podobało mi się, że konie nie wchodziły pode mną w jakieś tam dzikie zagrywki a la rodeo, o tyle z czasem faktycznie zaczęło mi to przeszkadzać, a marzenie by mój koń zagalopował na pstryknięcie palcami a nie po godzinych długich i  żmudnych sygnałów moich zmęczonych łydek w końcu przeważyło. Tak, chciałam galopować. I tak, nie umiałam tego robić. 

Na początku najłatwiej było zwalić winę na jakiś zewnętrzny i niepowiązany ze mną czynnik, istnienia którego świadomość wcale nie pomogłaby mi w zagalopowaniu, ale zdecydowanie ulżyła mojemu mocno już poturbowanemu poczuciu własnej wartości. Prawda była jednak bolesna. Wina nie leżała ani po stronie konia (ten w końcu bardzo chętnie reagował na moje łydki coraz to szybciej i szybciej przebierając nóżkami w kłusie, a to że finalnie w galop nie wchodził jego błędem nie było) ani po stronie trenera, który w końcu bądź co bądź bardzo mądre rzeczy mi mówił. Winna byłam ja, a raczej moja nieumiejętność (a może i trochę niewiedza) przełożenia wszystkich tych mądrych rad w życie. Dzisiaj przychodzę do Was ciutkę mądrzejsza o te parę wskazówek, które sprawiły, że problem zagalopowania zniknął z mojej jeździeckiej listy porażek, a na jego miejsce pojawiło się wiele innych, ale to już chyba temat na inne rozważania. Dzisiaj pytanie - jak zagalopować? I oto odpowiedź...


Największym błędem związanym z zaglopowaniem jest to, że chcemy go za bardzo. Nie wiem czy jest tak we wszystkich przpadkach, ale w zdecydowanej większości jeźdźcowi tak bardzo zależy na galopie, że o jakość kłusa dba w stopniu zerowym, przez to tenże chód jest niechlujny i niedopracowany (jeździec w końcu skupia się na galopie), a to paradoksalnie sprawia, że do upragnionego galopu nie dochodzi wcale. 

Bo uwieżcie mi, mimo największych swych chęci koń nie będzie w stanie dobrze zagalopować jeśli uprzednio nie będzie miał odpowiedniego kłusa. Jeżeli należy do spokrewnionego z koniem gatunku konia miłego to może i jeszcze po długich namowach wejdzie w ten cały galop, ale będzie to przypominało bardziej potknięcie niż przejście w pełnym tego słowa znaczeniu. Podobnie może się zresztą zdarzyć jeżeli koń będzie lekko nadpobudliwy, bo wtedy sam ruch powietrza może wprawić jego ciało w niekontrolowane (a przynajmniej nie przez Ciebie) ruchy. Przeciętny trawożerca w porywach może i zacznie szybciej przebierać nóżkami, ale mówienie tu o galopie jest nieco na wyrost. 

Możecie mi wierzyć albo i nie, ale już obserwujac jak jeździec razem z koniem kłusują mogę z niemalże stuprocentową skutecznością powiedzieć, czy uda im się zagalopować czy nie, a przynajmniej ile czasu zajmie im dojscie do tego misternego stanu. Jeżeli kłus jest poprawny, praktycznie w każdym przypadku do galopu dochodzi od zaraz. Bo zagalopowanie samo w sobie nie jest niczym trudnym. Jeżeli  kłus jest dobry, a koń gotowy, wystarczy przesunąć zewnętrzną łydkę do tyłu i zagalopowanie nastąpi od zaraz. 



Tymczasem zdecydowana większość adeptów próbuje zagalopować z kłusa, który jest po prostu zły. Co mam na myśli? Po pierwsze, brak kontaktu. Wodze luźno wiszą, czasem tylko drżąca z przejęcia ręka obije wędzidłem po pysku, ale próżno tu mówić o jakiejkolwiek formie kontaktu. A kontakt - szczególnie przy zagalopowaniu - jest konieczny. Po prostu. Wodze powinny być napięte, a dłonie przez cały czas czuć delikatny opór końskiego pyska. 

Z brakiem kontaktu wiąże się zresztą brak kontroli. Bo jak jeździec chce zagalopować to nagle jakby cały Boże świat przestał istnieć. Chcę zagalopować i nagle hulaj dusza piekła nie ma. Stop! To, że chcesz zagalopować nie zwalnia Cię z tego, by dokładnie pilnować jak Twój koń się porusza. Zaczynając od bardzo prostych rzeczy, jak chociażby żeby koło na którym próbujesz wykonać przejście było równe, żeby koń nie zmiejszał jego średnicy, a przede wszytskim - żeby poruszał się tak jak Ty, a nie on tego chce. 

Kolejna rzecz dotyczy tempa kłusa. Wielu jeźdźców myli sygnał przesuniecia zewnętrznej łydki do tyłu (delikatnie poparty szturchnięciem końskiego boku wewnętrzną łydką) z oklepywaniem konia aż do skutku. Jeżeli koń nie zagalopował po jednym sygnale to prawdopodobieństwo, że zrobi to po kolejnych piędziesięciu trylionach niestety, ale maleje. 

Jeźdźcy widzą jednak, że koń trochę przyspieszył, że trochę szybciej zaczął przebierać nóżkami i biorą to za dobrą monetę. I faktycznie, czasem zdarzy się, że kłus zrobi się tak szybki, że koń nie będzie już w stanie szybciej przebierać nóżkami i w akcie desperacji zacznie galopować, a nie jest to takie zagalopowanie, o jakie nam chodzi. 



Problem jest też taki, że wiele osób uważa, że kłus z którego koń ma zagalopować musi być szybki. Bzdura! Kłus musi być kontrolowany, nie gnany, zrównoważony, "normalny", ale przede wszytskim spokojny. 

Jeżeli mówimy o spokojnym kłusie to musimy też wspomnieć o spokojnym dosiadzie. Bo niestety, ale emocje często biorą górą i przestajemy się pilnować, głęboko oddychać i starać nie podskakiwać, a zamiast tego zaczynamy po całym siodle ruszać się i skakać. Żeby temu zapobiec po pierwsze musimy dostosować tempo kłusa do naszego dosiadu (tzn. jeżeli kłus jest zbyt szybki  do tego żebyśmy mogli go wysiedzieć to odpowiednio go zwalniamy), po drugie głęboko oddychamy, po trzecie - na ile to możliwe - stabilizujemy nasze ciało. Staramy się, by nasze ręce i nogi (a także miednica, biodra i całe calutkie ciało) nie latały. I wiem, że tu się można czepiać, że można mówić że nad tym się nie da panować, ale proszę Was - w jakimś stopniu jest to serio możliwe, a część Waszego podskakiwania to brak wewnętrznego spokoju (brzmię trochę jak mistrz jogi, ale trudno). 



Właśnie taki spokojny jeździec na spokojnym i zrównoważonym koniu (mówię tu o kwestiach fizycznych bo z psychiką to trudno, to wszyscy wiemy, a jak nie wiemy to możemy się przekonać umawiając naszą myszkę do kowala na przykład) są w stanie razem zagalopować. Praktycznie od zaraz i od pstryknięcia palcem jak to się na początku wpisu metaforycznie wyraziłam. 

Na pocieszenie powiem Wam, że ja do tego, żeby nauczyć się  poprawnie zagalopować dochodziłam bardzi długo, a ostatecznie nauczyłam się tego przy okazji; po prostu stając się coraz lepszym jeźdźcem i coraz bardziej skupiając na tym, żeby kontrolować chody konia a nie tylko bezmyślnie wozić się na jego grzbiecie, powoli doszłam do stanu w którym stwierdzam: hmmm... wystarczy że chcę zagalopować, daję sygnał i już galopuję. Jakie to jest piękne! Ale ile trudu potrzeba, żeby dojść do takiego stanu... chyba tylko drugi jeździec jest w stanie to zrozumieć, bo napewno nikt z obserwujących nas laików. To wszytsko wydaje się przecież takie łatwe... no właśnie, ale żeby było łatwe potrzeba ciężkiej pracy. Nie wiem czy to jakieś pocieszenie (marne chyba takie trochę), ale mi w każdym razie daje powera bo kiedy patrzę na siebie z kiedyś i na siebie z teraz to widzę jak bardzo wiele spraw się zmieniło i myślę sobie, że przecież kurczę - może być jeszcze lepiej!



Podsumowując i zbierając te wszystkie rozważania do kupy - żeby zagalopować trzeba:

- dobrego, spokojnego, zrównoważonego kłusa
- kontroli nad tempem kłusa (i ogólnie kontroli nad tym gdzie jedziesz)
- kontaktu z pyskiem konia
- stabilnego, spokojnego dosiadu
- stabilnych rąk i łydek
- przede wszytskim nie dawania bardzo sztucznych i "podrecznikowych" sygnałów

Jeżeli te wszytskie elementy są spełnione, wystarczy przesunąć zewnętrzną łydkę do tyłu (i lekko szturchnąć wewnętrzną łydką bok konia), a koń powinien wejść w galop praktycznie od razu. 

Malwina

MAŁA INFORMACJA

Jeżeli chociaż troszeczkę spodobał Ci się napisany przeze mnie post, a może po prostu lubisz odwiedzać mojego bloga (nawet jeżeli posty w nim zawarte działają Ci na nerwy i po prostu nie możesz ich znieść, ale jednak wchodzisz na tą stronę mimo wszystko) to byłoby mi bardzo miło gdybyś zostawił łapkę/serduszko pod moim wpisem. Zajmie Ci to parę sekund a dla mnie będzie kolejnym powodem do baaardzo dużego uśmiechu. No i może okaże się że nie tylko ja w tej jakże drażliwej kwestii zagalopowania pół mojego jeździeckiego życia byłam w totalnej kropce, a będzie to całkiem dużym pocieszeniem.  

Jak widziecie, staram się wracać do regularnego publikowania, jak będzie dalej to tylko czas pokaże, ale póki co jestem dobrej myśli bo pomimo całego mojego narzekania to w gruncie rzeczy straszna optymistka ze mnie, i to na dodatek optymistka do głębi zakochana w swoim blogu i całym tym pisaniu do Was. Wy zresztą czytacie mojego bloga (tak przynajmniej mówią statystyki, a statystyki to świętość) więc skoro ja lubię pisać, a Wy lubicie czytać to dobra nasza i po co byłoby to wszystko przerywać. Także spodziewajcie się mnie za tydzień, buziaki i do zobaczenia <3. 


Copyright © 2014 JAK LEPIEJ JEŹDZIĆ KONNO? , Blogger
Wypasiony Katalog Stron