To jest druga część postu o poprawianiu jakości chodów: zobacz część pierwszą.
Powiedzmy sobie szczerze, każdy z nas w głębi duszy marzy o tym, żeby jego koń poruszał się dobrze. Każdy z nas marzy o wysokich notach na zawodach, każdy marzy o podziwie. Problem tylko, że zwykle na takich oto marzeniach to się kończy.
Zdaję się, że już od paru miesięcy trąbię naokoło o tym, że jeździectwo to skomplikowany proces. Pozwolę sobie powtórzyć jeszcze raz: jeździectwo to proces. Nie dasz rady naprawić go w dwie jazdy. Brutalna prawda, którą jednak każdy musi przyswoić.
Po co to mówię? Otóż chcę Wam coś przekazać. Starając się poprawić jakość chodów Waszego konia, nie powinniście myśleć o tym jako o całości. Nie tkwijcie w przekonaiu, że pokażę przycisk, którego naciśnięcie uczyni Was jeźdźcami Grand Prix. Takie "pyk i gotowe" nie działa. Nie w jeździectwie.
W poście o przejściach pokazywałam Wam różnicę między poprawnym, a nie poprawnym stylem myślenia. Tutaj chodzi mi o to samo: powinniście podzielić drogę do sukcesu na krótsze odcinki. Dzięki temu w razie popełnienia błędu nie będziecie musieli zaczynać wszystkiego od początku, łatwiej będzie Wam wtedy zrozumieć miejsce błędu i w efekcie łatwiej wszystko poprawić.
Z mojego doświadczenia wynika, że tę oto drogę można podzielić na następujące odcinki:
1. Nie przeszkadzanie koniowi
Wiecie, my jeźdźcy, starając się poprawić jakość chodów naszych koni, bardzo często zapominamy o tym najważniejszymj punkcie. Robimy cudeńka łydkami (w celu uzyskania tak zwanego zaangażowania), zakładamy sto patentów, a przy tym wszystkim zapominamy o jednym: to MY jesteśmy główną przyczyną dla której koń porusza się źle.
Spójrzcie na konie w naturze: bez niczyjej pomocy potrafią one pięknie galopować, kłusować, a nawet cofać lub chodzić bokiem. Dopiero kiedy my siedamy na ich grzbiety, zaczynają się wszelkiego rodzaju problemy.
Dlatego też musimy stać się dla konia wygodni. Musimy zapanować nad naszym wszechlatającym ciałem, tak by przestac zaburzać ruch zwierzęcia. Nieważne jak trudne to będzie.
W takim przeszkadzaniu (którego mamy za wszelką cenę unikać) możemy wyróżnić (a jakże!) dwa etapy:
- zaburzenia ruchu poprzez wodze: jeśli masz twardą rękę i nieustannie szarpiesz pysk zwierzęcia, koń odczuje dyskomfort, zacznie zadzierać głowę do góry i w efekcie sprawi, że jego grzbiet stanie się wklęsły.
- zaburzenia ruchu poprzez dosiad: czyli brak rozluźnienia, nie poddawanie się ruchowi konia, aysmetria w dosiadzie i wiele, wiele innych.
Czyli podsumowując: w tym etapie dążymy do tego, że koń czuł się tak, jakby nas na jego grzbieicie wcale nie było. Ale zawsze jest jakieś ale:
2. Korekcja długotrwała
Wygląd takiej sylwetki opisywałam w poprzednim poście, a jej główne cechy to: podstawiony zad i zaokrąglony grzbiet. Profesjonalnie, takie oto zjawisko nazywa się zebraniem. Ale o tym później.
W tym etapie będziemy się więc zajmować ułożeniem sylwetki konia, tak żeby znajdowała się ona w odpowiednim dla nas ustawieniu.
Oczywiście, nie może to być zbyt proste :). To nie jest tak, że podchodzimy do konia, łapiemy go za głowę i ustawiamy tak, jak nam się podoba.
Musimy wziąć pod uwagę to, że koń nie jest przyzwyczajony do chodzenia w sposób, którego od niego wymagamy. Dlatego też najpierw musimy przygotować go do tego fizycznie. W przeciwnym razie nasze wzruszająco szlachetne próby poprawienia jakości chodów, mogą się skończyć uszczerbkiem na zdrowiu kopytnego. Jacyś chętni?
Jeśli "wyrobimy" pewne mięśnie zwierzęcia, chodzenie w poprawny sposób przyjdzie mu prawie automatycznie. Przyznam, słowo "automatycznie" źle brzmi, ale mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi.
A teraz pytanie za sto punktów... jak te mięśnie wyrobić? A jakże inaczej jak nie ćwiczeniami!
Przykładowe ćwiczenia:
- przejścia - link do ćwiczeń
- szeregi gimnastyczne - ćwiczenia pojawią się niebawem :)
3. Korekcja "krótkotrwała"
Oczywiście, czasem koń nie będzie wiedział, o co Ci chodzi. Mimo tego, że będziesz wykonywał pełno ćwiczeń, on po prostu nie załapie w czym rzecz.
W jeździectwie bardzo ważne jest to, żeby nakłaniać zwierzę do przeniesienia jego ciężaru na zad i mocniejszym zaanagżowaniu jego tylnych nóg do pracy: tylko wtedy pracujemy prawidłowo i tylko wtedy koń ma szanse przyjąć odpowiednie ułożenie sylwetki (patrz: punkt 2).
Żeby nakłonić zwierzę do takiej pracy, powinniśmy użyć naszych łydek. Powinny one łaskotać bok konia i szturchać go. Nie mylcie jednak tych sygnałów z sygnałami do przyspieszenia: są to dwie różne rzeczy.
Jeśli czegoś nie rozumiecie, napiszcie w komentarach :)
Malwina