Kto z Was choć raz próbował porozumieć się z koniem? Przekazać mu to, co przekazania jest warte, a mówiąc mniej poetycko: zagonić do pracy? Możemy układać miliony planów a propos naszej harmonijnej komunikacji, ale kiedy staniemy przed koniem pyszczek w pyszczek to zdamy sobie sprawę, że jesteśmy z dwóch różnych planet. Porozumieć się z drugim człowiekiem to już jest wyczyn, a co dopiero kiedy nasz rozmówca ma cztery nogi i parska?
Spójrzmy na to i z drugiej strony - to zwierzątko, które stoi przed nami też chce się z nami porozumieć. Też chce powiedzieć że, jeśli o nas chodzi, to wcale nie jesteśmy tacy cudni jak myślimy. Albo to, że go boli lewy boczek, że nie ma już siły, a najchętniej to by zjadł marchewkę.
My "mówimy" do konia, on "mówi" do nas, a pomiędzy nami jest jeden wielki zagłuszacz i deformator komunikatów. Tym zagłuszaczem jest nasze zafiksowanie na naszym (podkreślam: NASZYM) punkcie widzenia.
My, ludzie, mamy swoją komunikację, konie mają swoją, obie razem naprawdę niewiele mają ze sobą wspólnego. Przykład? My lubimy mówić. Jesteśmy głośni, konie za to lubią ciszę. Myślicie, że w stadzie koni zwierzęta parskają, rżą, a ich komunikacja niewerbalna polega na żywej gestykulacji? Nie, konie porozumiewają się subtelnie. Muszą być cicho, bo inaczej byle wilk mógłby je znaleźć i zaatakować.
W wielu podręcznikach pisze się, że trzeba porozumiewać się końmi za pomocą gestów. Niby prawda, ale tylko niby. Konie są jeszcze bardziej ciche i subtelne niż gesty, których używamy. Konie potrafią porozumiewać się spojrzeniem, mimiką pyska, delikatnym napinaniem mięśni, zmianą sposobu mrugania, oddechem. To na to trzeba patrzeć.
Tymczasem my, gdy chcemy o coś konia prosić, używamy naszej komunikacji. Szarpiemy, gadamy (w sensie metaforycznym jak i dosłownym), gestykulujemy. A koń napina mięśnie, patrzy się, inaczej mruga. I dopiero gdy się mocno już wkurzy, dopiero wtedy da uszy po sobie i zacznie gryźć. Czy to jest komunikacja?
W tytule postu napisałam "jak nauczyć się "języka equus"", właśnie z podkreśleniem na słowo nauczyć. Bo jak mamy się czegoś nauczyć, to od razu nasuwa się myśl - a kto nas tego nauczy? Myślę, że nawet geniusz nie byłby się w stanie nauczyć np. biologi, gdyby najpierw ktoś (nauczyciele, pozdrawiam) nie dałby mu do tego solidnych podstaw.
Języka jakim porozumiewają się konie najlepiej nauczyć się od koni. Jak? Obserwując je. Widzę, że dany koń robi taką minę zaraz przed tym jak mnie gryzie, więc wnioskuję, że ta mina to jest jego złość. A potem idę dalej i staram się konia naśladować w jego gestach. Wiem, że brzmi to dziwnie, ale mam taki przykład. Dotyczy co prawda psa, ale w sumie pokazuje to, co w tym poście najważniejsze.
Kiedyś przez dwa tygodnie opiekowałam się psem, po tym jak jego właściciele wyjechali na dwutygodniowe wakacje. Ostry jeśli chodzi o charakter, uparty do granic możliwości, rozpieszczony terier. Jako równie uparta co on postanowiłam sobie, że na spacery wychodzić będziemy bez smyczy. W sensie smycz będzie, ale zwinięta, w mojej ręce albo kieszeni.
Wyszliśmy na spacer i okazało się tak jak przypuszczałam. Jeszcze przed domem, nie zdąrzyliśmy zrobić paru kroków, a pies już kucnął na czterech literach i ani kroku dalej. Kiedy jakimś cudem zaczął iść (oczywiście bezpieczny dystans 20 metrów zachowany), nagle potrafił zrywać się do biegu, a potem co chwilę sprawdzając czy idę za nim. Ja tymczasem sprintowałam przeklinając siebie za swoje jak zawsze mądre pomysły, a musicie wiedzieć, że jeśli chodzi o prędkość to mały terier może wzbudzić kompleksy nawet w koniu wyścigowym. Dodam jeszcze dla ułatwienia, że psa tego (podobnie jak jego właścicieli) już wtedy znałam.
Mogłam oczywiście zapiąć mu smycz, ale nie byłabym sobą gdybym tak zrobiłam, Ja chciałam inaczej. Zaczęłam obserwować terierka i zobaczyłam co następujące:
- kiedy widział, że zachowuję się nie po jego myśli, to siadał na ziemi i czekał aż do niego podejdę
- kiedy mi uciekał i chciał, żebym za nim poszła to co pewien dystans zatrzymywał się, bez obracania tułowia oglądał się za siebie, patrzył mi w oczy i znowu uciekał
Zastosowałam tą samą technikę. Role się zamieniły i teraz możecie się domyślać kto za kim sprintuje ;).
Więc tak... uczmy się obserwując. Tyle, co mam do powiedzenia.
Malwina
Malwina