sobota, 28 kwietnia 2018

Strach przed jeździectwem - czy jest na to lekartswo? (uwaga, spojler: jest)

Strach przed jeździectwem - czy jest na to lekartswo? (uwaga, spojler: jest)

Pisząc ten post czuję się jakbym wkraczała w sferę tabu, miejsce o którym wcale nie powinnam była wspominać. Jak to - jeździć na koniach i się ich bać? To przecież takie... nielogiczne. A jednak gdy zobaczy się na konia: pareset kilo czystej wagi rozpędzone do granic możliwości z Tobą na grzbiecie w bonusie; no naprawdę przechodzą ciary. I to wcale nie takie odrealnione, bo zdaje się, że każdy człowiek posiadający choćby odrobinę wyobraźni jest w stanie przewidzieć wszelkie nieszczęścia, których może doświadczyć oddając się swojej uroczej pasji. Nic jak tylko jeździć konno!

Myśląc o strachu przed końmi powinniśmy zdać sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze - każdy strach przed koniem jest uzasadniony. Po drugie - każdy strach przed koniem (poza strachem definiowanym jako zdrowy rozsądek) ma na nas i na konia negatywny wpływ. Koniec kropka. 

Ludzie, których strach przed końmi dotyka szczególnie mocno zwykle zadają pytanie, które brzmi mniej więcej następująco: jak przestać się bać? Jest jeden sposób, żeby zmienić paniczny lęk w zdrowy rozsądek, a polega on na poznaniu niebezpieczeństw. Wiem, brzmi fatalalnie, ale lećmy dalej. 


Wszyscy, którzy panicznie boją się koni muszą najpierw zrozumieć, że konie nie stanowią dla nas zagrożenia przez cały czas - nie zostały "zaprojektowane" żeby nas krzywdzić. To, że czasem faktycznie to robią - inna sprawa. 

Kiedy koń może być niebezpieczny? 

Generalnie koń dla człowieka niebezpieczny jest  wtedy i tylko wtedy: 

1. Kiedy się czegoś nagle wystraszy
2. Kiedy zdecyduje się zbuntować 
3. Kiedy ma w sobie nadmiar energii (pozdrawiam młode konie)
4. Kiedy w oddali widzi piękną klacz lub marchewki. Na to nie ma mocnych. 
5. Kiedy coś go zacznie boleć/ potknie się/ wywróci

Załóżmy, że pracujemy na koniu, który nie jest ani ogierem ani młodym koniem, a i do pory karmienia daleko. Co niebezpiecznego może się zdarzyć? Jest jakiś jeden procent szansy, że koń na którym akurat jeździmy dostanie np. kolki i postanowi się wytarzać z nami na grzbiecie. Raczej mało prawdopodobne. Dużo większe prawdopodobieństwo jest, że koń a) czegoś się wystraszy albo b) zdecyduje się zbuntować. Wtedy faktycznie możemy czego się bać. Oczywiście metaforycznie. 


Koń się boi...

Weźmy na początek do obróbki pierwszą sytaucję: koń zaczyna się czegoś bać. Pierwszym o czym trzeba pomyśleć to o tym, żeby wyeliminować wszelkie możliwe stracho-genne czynniki (wszystkie przerażające szczotki oraz stojaki na przeszkody rodem z horrorów). Załóżmy jednak, że mimo naszych usilnych prób zmiejszenia ryzyka, stało się - koń spanikował. 

Strach konia może objawiać się na dwa sposoby. Albo koń zareaguje jednorazowo (odskoczy, zagalopuje, wierzgnie, stanie dęba), a potem się zatrzyma albo ogranie go przerażenie i zacznie panicznie galopować w kółko (przyjmuje się, że koń poczuje się bezpiecznie po oddaleniu się o około 100m od miejsca zagrażającego mu). 

Tym co trzeba robić podczas końskiego ataku przerażenia to... zachować zimną krew. I wiem, wiem co sobie możecie teraz pomyśleć - "ale jak to, jak się mam nie bać jak się boję". Musicie sobie uświadomić, że chociaż strach faktycznie jest uczuciem, które jest bardzo silne i którego nie da się "wyłączyć" na zawołanie, to jednak to od Was jednak zależy co ze strachem  później zrobicie. 


Możecie skulić się i napiąć wszystkie mięśnie albo odwrotnie: rozluźnić, oddychać głęboko i wyprostować (przede wszystkim nie pochylać przodu), oprzeć nogi mocno w strzemieniu. Najważniejsze to swoją postawą przekazać koniowi: nie bój się, bo nie ma czego. Jeżeli utrzymacie się na grzbiecie konia (a zrobicie to jeżeli nie będziecie przechylac się do przodu ani napinać mięśni), a przy tym nie nadszarpniecie jego zaufania (błagam, nie ciągnijcie za wodze) to koń zatrzyma się i będzie po problemie. 

Koń się buntuje...

Jest też oczywiście ta druga sytuacja - gdy koń zaczyna się buntować, a jego cel jest jednoznaczy - pozbyć się jeźdźca. 

Są oczywiście konie, które bardziej lubią się buntować, są takie które robią to rzadziej, ale ogólna zasada jest taka: koń buntuje się gdy widzi, że może. A dlaczego może? Odpowiedź jest prosta: bo my mu na to pozwalamy.

To co najważniejsze to pokazać zwierzęciu, że każda próba "wykiwania nas" jest skazana na porażkę. Jeżeli koń zacznie brykać, a my nie tylko nie spadniemy, ale też w pewnien sposób (natychmiastowo) ukarzemy go za to - wtedy jakiekolwiek inne próby będą dla niego bezsenosowen. Oczywiście, działa to też w drugą stroną - jeśli koń raz Cię z rzuci, z chęcią wypróbuje to po raz drugi. 


Po czym w ogóle konie poznają, że zrzucenie nas będzie rzeczą łatwą? Po naszym strachu. Już nie chodzi nawet o to, że wydzielamy dziwnie pachnące hormony, ale o bardzo prostą sprawę - jesteśmy spięci, pochyleni do przodu i źle oparci na strzemionach. Wystarczy, że koń nagle skręci a już znacząco utracimy równowagę. 

Wyobraźmy sobie następującą sytuację - zostaliśmy zrzuceni przez jednego i tego samego konia pięć razy z rzędu, teraz jest ten szósty raz gdy siadamy na niego. Co zrobić, żeby nie spaść?

Po pierwsze - zacząć jazdę jak gdyby nigdy nic. Siedzieć pewnie, być czujnym, ale nie przerażonym, oddychać głęboko, może ewentualnie leciutko skrócić strzemiona. 

Po drugie - dużo wymagać. Pilnować, żeby koń wyjeżdżał narożniki, żeby jeździł tak jak my chcemy, żeby jeździł, żeby koła wyglądały jak koła. 

Po trzecie - pamiętać o tym w jakich miejscach koń lubił wcześniej nas zrzucać (np. przy narożniku), bo jest duża szansa, że następnym razem postara się nas zrzucić w tym samym. 

Po czwarte - jeżeli koń zacznie się faktycznie buntować to najważniejszym jest pokazanie mu, że to niczego nie przynosi. Trzeba się utrzymać na jego grzbiecie (choćby nie wiem jak trudne to było), a przy tym, no właśnie: zachować zimną krew. 


Wiem, że te porady brzmią tak jakby problem strachu w ogóle mnie nie dotyczył, ale uwierzcie mi: dotyczy. Może teraz sytuacja nie wygląda źle, ale były takie momenty, w których strach mnie zaślepiał, a ja z końmi nie umiałam wcale pracować. Żebyście wiedzieli ile łez na to straciłam! Wiem, że porady, które zamieściłam są trudne do zrealizowania - nie przeczę. Poradzenie sobie ze strachem to długa droga, a najważniejsze to nie robić niczego wbrew sobie. Jeśli jesteś spanikowany to miej odwagę powiedzieć "boję się", "nie chcę", "nie będę" do trenera. To żaden obciach. Uwierzcie mi, sama mówiłam to już wiele razy, ba!, nawet teraz zdarza mi się powiedzieć: "sorry, ale nie dam rady, za bardzo się boję". 

Pozdrawiam serdecznie i ściskam bardzo mocno, 
Malwina




środa, 25 kwietnia 2018

Jak się lonżuje konia?

Jak się lonżuje konia?

Niby każdy jeździec umie lonżować konia, ale jak przychodzi co do czego, to jednak okazuje się, że nie zupełnie. Rekreacja nie zajmuje się uczeniem tej rzekomo niepotrzebnej umiejętności; sport zakłada, że jeźdźcy dawno już ją posiedli. W efekcie gdy koniec końców jeździec stanie przed koniecznością pod tytułem: "konia trzeba pilnie wylonżować", jego wiedza pozwoli mu najwyżej na poprawne zapięcie i chwycenie lonży. Oczywiście, można machać batem na wszystkie strony i w rytmie tupnięć nogą cmokać na bezczelne zwierzę; można - przecież żyjemy w wolnym świecie. Ale czy to jest na pewno to jest to o czym Wy i Wasze konie marzycie - no zastanówcie się sami.

Pisząc ten post zakładam, że wiecie jak wygląda lonża, umiecie zapiąć ją do wędzidła i chwycić do rąk. Słowem - stoicie w poprawnej pozycji, ale nie wiecie jak konia ruszyć, a jak zatrzymać; jak w ogóle i w jakikolwiek sposób na niego zadziałać. 

Zacznijmy od pewnej analogi. Siedząc na koniu używamy 3 pomocy - ręki, łydki i dosiadu. Wszyscy, którzy mnie czytacie wiecie, że każda z tych pomocy ma nieco inną funkcję. Z lonżowaniem jest podobnie. 












1. Podstawowa metoda lonżowania - jak ruszyć, a jak zatrzymać

Podstawowa metoda lonżowania jest bardzo prosta. Kiedy stoisz na wprost środkowej części konia (patrzysz na jego brzuch) to nie wysyłasz mu żadnych komunikatów. Kiedy chcesz żeby ruszył  do przodu musisz obrócić się w stronę jego zadu, tak jakbyś chciał pójść w stronę końskiego tyłu (właściwie to nie musisz tylko chcieć; możesz faktycznie zrobić krok w kierunku końskiego zadu). Kiedy chcesz konia zatrzymać, musisz obrócić się w stronę jego łba, tak jakbyś chciał pójść właśnie w stronę końskiego przodu (i tu też możesz rzeczywiście zrobić krok w kierunku końskiego przodu). 

Ja swojego pierwszego konia lonżowałam właśnie tą metodą; na kantarze i bez bata. Bardzo polecam spróbować takiej metody lonżowania (w sensie na kantarze i bez bata), przede wsztystkim dlatego, żeby zobaczyć, że się da. 

Wiele osób uważa, że bat jest konieczny do lonżowania konia - bo bez niego nie zostaje nam nic innego jak tylko cmokać do konia lub używać do poganiania lonży. Odradzam i jednego i drugiego sposobu, ten który podałam na samej górze jest zdecydowania najkorzystniejszy. I działa. 

Jak do tego ma się głos?

Głos to pomoc, która nie jest dla konia naturalna, ale którą konia można nauczyć. Właśnie z tego względu cmokanie nie przynosi żadnych korzyści - jest nieskuteczne, bo niezrozumiałe, a do tego często nadurzywane. 


Głos nie jest konieczny w lonżowaniu konia, ale osobiście bardzo cenię sobię konie, które nauczono tego typu komunikacji. Jeżeli zwierzę na lonży nauczone jest podstawowych komend, wtedy rozumie je również pod siodłem. Wtedy w momencie totalnego kryzysu mogę powiedzieć dane słowo, a koń zrozumie o co mi chodzi. 

Nauczenie konia rekacji na głos jest bardzo proste. W momencie gdy za pomocą swojego ustawienia ciała (ustawienie w kierunku łba/zadu) daję jakiś komunkat to w tym samym momencie wypowiadam odpowiadającą mu komendę głosową np. idę w kierunku końskiego pyska i w tym samym momencie mówię: "whooooow". 

Komendy głosowe działają tylko wtedy jeśli mówione są pojedynczo (nie: "proszę zakłusuj" tylko: "kłus"), jednorazowo (nie: "kłus, kłus... kłus, kłus! KŁUS!" tylko "kłus"), normalnymj głosem (bez słodzenia albo nadmiernej protekcjonalności - tylko takim stanowczym, normalnym głosem). 

2. Jak prosić o ustawienie ciała konia?


Bat jest tym, co pomaga nam prosić konia o konkretne ułożenie jego ciała. Jego działanie chyba najbardziej przypomina działanie łydki, bo można nim podobnie jak łydką:

- Zachęcić konia do głębszego wkroczenia tylnymi nogami pod kłodę. Żeby to zrobić najlepiej skierować bat w kierunku nadpęci, dolnej części nogi. 

- Poprosić konia o wygięcie. Żeby to osiągnąć najlepiej skierować bat w okolice końskiego tułowia. 

- Poprosić o ruch na przód. Chyba oczywiste. 

3. Jak rozmawiać z koniem o rozluźnieniu

Komendy wysyła nie tylko ustawienie ciała i głos, ale również... ręka. Jeżeli tylko chwycimy lonżę w ten sam sposób, w który trzymamy wodzę to nasza lonża będzie działała na pysk konia dokładnie tak jak wodza. 

O co mi chodzi? O półparady! Odpowiednio "bawiąc się ręką" (nie lubię tego słowa, bo kojarzy mi się z ganaszowaniem), ręką delikatną, czułą i elastyczną, możemy końską głowę i szyję prosić o rozluźnienie. 

Malwina

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

W jaki sposób poprawić jakość kłusa?

W jaki sposób poprawić jakość kłusa?

Zdaje mi się (a nawet jestem co do tego stuprocentowo pewna), że wiele razy pisałam o poprawianiu jakości kłusa, mam jednak wrażenie, że wszystko to było zbyt ogólnikowe żebyście mogli cokolwiek z tego wynieść. Dzisiaj wracam więc z tematem, tym razem trochę bardziej konkretnie. A więc do dzieła!

Nie muszę chyba mówić, że taki poprawiony kłus jest bardzo fajny, wygodny, a do tego prześlicznie wygląda, można za niego dostać ładne noty na zawodach i każdy jeździec (o koniu nie mówiąc) o nim śni i marzy; chyba lepiej byłoby powiedzieć jednak czym taki kłus jest - bo zdaje się, że niewiele wtajemniczonych ma o tym blade choćby pojęcie. 

Często w internecie słyszy się definicje dobrego kłusa. Na pewno wiele razy trafiliście na obrazki przedstawiające końskie nogi ułożone pod takim kątem a nie innym, wiecie więc na pewno o co mi chodzi. Ja w tym poście kwestię wymachu, wykroku et cetrera - pozwólcie - pominę - a dobry kłus zawrę w swojej definicji, która  tak czy tak zawiera w sobie wszystko to, co ważne (a przynajmniej mam taką nadzieję). 

Dobry kłus to kłus w rozluźnieniu i do przodu.

Koniec. Na tym mogłabym zupełnie poprzestać, ale nie poprzestanę z jednego prostego powodu - i ta definicja mogłaby zostać źle zrozumiana. 


Co oznacza więc kłus w rozluźnieniu i do przodu, poza oczywistym faktem, że jest to kłus poprawny? Albo inaczej - jak go osiągnąć?

Strasznie ciężko zacząć od opisania jednego elementu - bo rozluźnienie i ruch do przodu to dwa elementy, które ściśle od siebie zależą. 

Jeździec prosząc o dobry kłus z jednej strony powinien dbać o ruch konia naprzód - tak, żeby koń nie ślamazarzył się, ale zamiast tego biegł energicznie, z drugiej strony poprzez delikatną rękę powinien dać mu trochę więcej luzu na wodzy, żeby tym samym zachęcić go do większego rozluźnienia. Wiem, że nadal może wydawać się to niezrozumiałe, więc tłumaczę jeszcze dokładniej. 

Żeby zaprosić konia do ruch naprzód potrzeba łydek. Takich łydek, które zadziałają jak bat - dwa razy rytmicznie uderzą o bok konia po czym poprzestaną i "popatrzą" na reakcję. Jeżeli doda to zwierzęciu energicznego kopa i spowoduje, że zacznie ruszać się żwawo do przodu, znaczy że obecny cel został osiągnięty. Jeśli nie - można się wspomóc rytmicznym batem. Rytmicznym czyli szybkim, nie zbyt lekkim (o czym już pisałam); takim żeby zadziałał. 

Zobaczcie na tego konia (w galopie) - jaki ruch do przodu, jaka energia :)

Co do rozuźnienia - często proponuję, żeby jeździec zaprosił konia do lekkiego obniżenia szyi (będąc na kontakcie leciutko popuszcza wodze, a koń nie tracąc kontaktu podąża za ręką). Nie proponuję tego, bo uważam że pozycja z nosem w dole jest świetna (choć może taka i jest, nie przeczę) - lecz dlatego, że ruch oddawania wodzy powoduje, że jeździec daje koniowi swobodę, działa wodzą do przodu a nie do tyłu; to z kole jest bardzo ważne w kwestii rozluźnienia. 

Sam zresztą energiczny ruch do przodu bez wodzy lub na bardzo długich wodzach jest dobry, bo często powoduje że koń rozluźnia się i rozciąga w ten poprawny sposób. Także to też bardzo zachęcam. Potem (wciąż pamiętając, że wodzami działamy do przodu nie do tyłu) bierzemy wodze do łapek i jedziemy poprawionym już chodem. 

Malwina

Ps. Czuję, że słowa zaczynają mi się mieszać, ale na usprawiedliwienie dodam, że cały weekend zajmowałam się dzieciakami w stajni ("awansowałam" na kogoś w rodzaju instruktora) i... nie chcecie sobie wyobrażać jaka jestem zmęczona. Miłego dnia i dobrego tygodnia!


poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Jaki jest koń i co to znaczy "usłyszeć jego szept"

Jaki jest koń i co to znaczy "usłyszeć jego szept"


W przedwojennej encyklopedii napisali: "koń jest jak każdy widzi". Ot, zwierzę: łeb, ogon i cztery nogi. I o ile ta piękna forma stylistyczna budzi na twarzy uśmiech, o tyle jest zupełną bzdurą.  

Mogłabym tutaj zakończyć swoje rozważania, dobitnie stwierdzić że przedwojenne encyklopedie zwyczajnie się mylą, a jako pointę dorzucić parę przekleństw; ale (abstrahując od faktu, że za bardzo klnąć nie umiem) wydaje mi się, że przyszliście tu po to żeby się czegoś dowiedzieć. Zakładam oczywiście, że tu jeszcze jesteście i te rozważania o encyklopediach wcale Was nie odstraszyły (myślenie życzeniowe).  

Skoro tak bardzo skrytykowałam popularne "koń jest jak każdy widzi", chyba jestem Wam winna jakiegoś wytłumaczenia. Tłumaczyć nie umiem, ale liczę na to, że moja definicja konia choćby troszkę Was przekona (myślenie życzeniowe #2). 

Jaki jest koń?

Koń to coś więcej niż duże ciało, mocne kopyta. Koń to delikatna istota, coś jak motyl w ciele niedźwiedzia. Koń to te wszystkie drżenia, subtelne gesty i przestrach w oczach podczas kiełznania. Koń to delikatność, subtelność i łagodność, ale też siła, agresja i zniecierpliwienie. Koń to wyraz oczu, w których widać wszystko - ale nie na pierwszy rzut oka; koń to też cierpienie w milczeniu. Koń to "coś" złożonego, to dużo więcej niż widać.


I może sama definicja "koń jest jak każdy widzi" nie jest zła. Osobiście bardzo ją lubię. Złe jest jednak to kiedy - często podświadomie - stosujemy się do niej chcąc konia zrozumieć. Widzimy kiedy on nas kopię lub gryzie, ale nie widzimy tych wszystkich spojrzeń, napięć - w których przekazuje nam... wszystko to, co ważne.

Co to znaczy: usłyszeć jego szpet


Z koniem nie da się komunikować obserwując to, co "widać". Wiadomo, kopniak dość dobitnie pokaże niedoskonałości komunikacji, ale komunikując się na zasadzie "kopnie - nie kopnie" krzyczymy nie wiedząc o tym, że można mówić.

Jakiś mądry człowiek (nie znam z nazwiska) napisał, że dobry jeździec zrozumie, gdy koń do niego powie, świetny usłyszy jego szept - zły za to nie poczuje nawet krzyku. 

Pomijając fakt, że jest to dość znany cytat, poza podziwianiem jego walorów artystycznych można wyciągnąć z niego pewną prawdę. Co on oznacza? 

Ten, kto jest złym jeźdźcem w swoim poczuciu własnej wartości nie usłyszy, gdy koń będzie do niego "krzyczał". Nie zobaczy cierpienia zwierzęcia, które może objawiać się w sposób bardzo obrazowy - choćby zganaszowany pysk. Nawet wierzganie czy dębowanie zostanie źle zrozumiane: nie jako oznaka bólu, ale niesłuszny bunt. 

Dobry jeździec odczyta to, co oczywiste. Potrafi rozróżnić konia zadowolonego od konia przemęczonego, tak jak potrafi rozróżnić konia rozumiejącego zadanie od tego, który czuje się zagubiony. To właśnie jest bazą jakiejkolwiek pracy.

Świetny jeździec to jeździec, który widzi to, czego nie widać. Widzi zmiany w końskim oddechu, wyczuwa mięknięcie jego spojrzenia. Czuje - może intuicyjnie, może poprzez zwykłą obserwację - końskie samopoczucie zanim stanie się to oczywiste. 

Świetny jeździec komunikuje się z koniem tak, jak czynią to konie w stadzie - subtelnie. Świetny jeździec to jeździec, który wie jak odczytać szept zanim ten zamieni się w rozpaczliwy krzyk: "usłysz mnie!". 


Malwina

środa, 4 kwietnia 2018

Dlaczego mimo zdolności ruchowych nie siedzimy na koniu poprawnie

Dlaczego mimo zdolności ruchowych nie siedzimy na koniu poprawnie

Często piszę Wam, że do poprawnej jazdy potrzebna jest kondycja, rozciągnięcie mięśni i ich odpowiedni tonus, czyli napięcie. To wszystko oczywiście jest prawdą, ale czy w takim wypadku najlepszymi zawodnikami nie byłyby baleriny albo kulturyści?

Tak się składa, że moja koleżanka Charlotte ćwiczy równolegle jazdę konną i gimnastykę artystyczną (z dużym naciskiem właśnie na gimnastykę). I chociaż może to wielu zaskoczyć, wcale nie należy do grona dobrych dosiadowo.


Ciało ludzkie jest skomplikowane - bo nawet jeśli może ułożyć się dobrze, wcale nie jest powiedziane, że tak zrobi. A wszystko to przez nasz mózg, ściślej rzecz biorąc - instynkt przetrwania. Tak, my też go mamy.



Chyba najlepszym przykładem jest galop. Mówi się, że do wysiedzenia galopu niezbędna jest dobra równowaga. Jeźdźcy jednak na tyle boją się upadku, że podświadomie znajdują różne "zabezpieczenia", które mają uchronić ich przed upadkiem, a które jednak bardziej przeszkadzają niż pomagają.


O jakich "zabezpieczeniach" mówię? Różnych. Chociażby o unoszeniu kolan i zaciskaniu ich o siodło, zadzieraniu pięty do góry, odchyleniu tułowia poza pion, napinaniu mięśni, mimowolnej jeździe w półsiadzie.

Gdy zaczynaliśmy jeździć mówiono nam, że nie wolno trzymać się konia wodzami. Z czasem jednak my (a właściwie nasze ciała, bo wszystko toczy się na poziomie podświadomości) zaczęliśmy znajdować nowe rozwiązania by jednak wbrew instrukcjom trzymać się konia, w sposób nie nadwyrężający wodzy. Co, tak na marginesie, wcale nie znaczy, że poprawny.



Uniemożliwia on (ten sposób) poprawną jazdę, bo nie tylko powoduje zły dosiad, ale też przeszkadza koniowi.

Jeżeli masz w sobie nawyki "łapania" się konia, to nawet dobra kondycja nie pomoże Ci w tym, by usiąść poprawnie. Ważne jest, żeby trener wytłumaczył Ci w czym rzecz i pokazał co i jak powinieneś zrobić ze swoim dosiadem. 

M.

niedziela, 1 kwietnia 2018

Wesołych Świąt!

Wesołych Świąt!

Kochani!


Czasami zapominamy, że Świeta Wielkanocne to coś więcej niż tylko malowanie pisanek czy święcenie koszyczków. W tym pięknym dniu chciałabym Wam życzyć nie tylko tego, co namacalne, ale tego, co tak piękne bo tak nieogarnięte. Miłości, radości i uśmiechu, ale też zrozumienia, cierpliwości, pokory i odwagi. 

Kwiaty zwiędną, czekoladowe jajeczka zostaną zjedzone, ale niech radość w Waszych sercach płonie coraz mocniej. 

Życzę Wam, by te Święta były dla Was, a także Waszych bliskich pięknym wydarzeniem, pełnym ciepła i miłości. Jak to zostało ładnie powiedziane, dawajmy światu to co w nas najpiękniejsze - bo po co dawać cokolwiek innego?

Życzę Wam, by te całe przygotowania do Świąt nie skończyły się na śmingusie-dyngusie, ale zostały z Wami, w Waszych sercach, jeszcze na długo, długo, długo.

Jezus zmartchwywstał!

M. 


Copyright © 2014 JAK LEPIEJ JEŹDZIĆ KONNO? , Blogger
Wypasiony Katalog Stron