Dokładnie dwa lata temu moja znajoma zdecydowała się na Ten Wielki i Długo Oczekiwany krok. Dziewczyna, która z końmi miała do czynienia od dzieciństwa, a każdą wolną chwilę spędzała w stajni. I właśnie ona, która od lat nie marzyła o niczym innym jak tylko o posiadaniu własnego Misia, niedawno zdecydowała się go sprzedać.
Podczas kupowania młodego konia rozważało się wszystko - że czterolatek może być nerwowy, że trudny i niebezpieczny. Ale jedna rzecz nie została wzięta pod uwagę.
Czy wiecie o tym, że praca z czterolatkiem wygląda zupełnie inaczej, niż praca z koniem dorosłym? I nie chodzi mi tu o treningi, które mogą być (a zwykle po prostu: są) trudne, ale o czas. Pomyślcie tylko - młodego konia nie wolno przemęczyć, a lekcje muszą trwać odpowiednio krócej.
W tym właśnie momencie przychodzi pytanie do jeźdźca - czy będzie to respektował? Jeśli tak - czy komuś, kto na grzbietach "pożyczonych" wierzchowców spędza po 3 godziny dziennie lub dłużej - czy komuś takiemu wystarczy pół godzinki w trzech chodach i bez zebrania?
Młody koń to wydatki, a nie każdego stać na kolejne zwierzę czy choćby dzierżawę. I jak pogodzić to z comiesięcznymi startami na zawodach? Bo mam nadzieję, że rozumiemy się dobrze - zanim młody koń zacznie "poważną" pracę minie trochę czasu. Tak z grubsza to trochę dużo.
Albo można uzbroić się w cierpliwość, albo prosić uprzejmą trenerkę o starty na jej koniach - co jak wiadomo rzadko kiedy sprawdza się na dłuższą metę.
Póki jednak jeździec respektuje tą "niemożność" młodego konia, jest dobrze. Problem pojawia się, gdy człowiek zaczyna wiedzieć wszystko najlepiej, a młody koń na dzień dobry dostanie czarną wodzę i czambon, najlepiej oba na raz.
O kontuzje wcale nie trudno, jest to problem znacznie bliższy niż wielu osobom się wydaje. A tu problem ze ścięgnem, a tu z kręgosłupem - i tak właśnie koń zostaje wykluczony z pracy, nieważne jak dobrze prezentował się na początku. Ważne, że teraz - w wieku niecałych 6 lat - jest końskim "kaleką".
I pojawiają się pretensje, bo zwierzę trzeba sprzedać dużo taniej niż zostało kupione, a i nikt nie chce oddać pieniędzy wydanych na tych wszystkich fizjoterapeutów.
Na koniec zostawiłam najgorsze, a mianowicie to, co się dzieje z psychiką końskiego nastolatka, który te wszystkie zawody (w sensie zawiedzenia) i frustracje musi przeżyć.
Pomyślcie o tym i właśnie z tego względu nie kupujcie młodego konia. Nie przeczę, że posiadanie malucha jest złe bo nie jest (sama właściwie tylko z takimi pracuję), ale w nieodpowiednich rękach stanie się więcej złego niż dobrego.
Miejcie na uwadze i dobro konia i Wasze nerwy,
Malwina