sobota, 14 października 2017

Jeździeckie wpadki



Zanim przejdę do właściwej części postu a Wy będziecie mogli pośmiać się z moich najgorszych jeździeckich wpadek (a ściślej rzecz biorąc tej jednej która w pamięci zostanie mi już do końca życia), koniecznie muszę przekazać Wam 3 super ważne wiadomości. 

1. Możliwość zadania jeździeckiego pytania anonimowo

Po pierwsze, zdaję sobie sprawę że wielu z Was ma pytania odnośnie jazdy konnej na które bardzo chciałoby poznać odpowiedź a jednocześnie z pewnych względów nie chce bądź nie może skontaktować się ze mną mailowo. Otóż 

TUTAJ

możecie wpisać nurtujące Was pytania a ja odpowiem na nie w formie postów. 

Co najlepsze, nie musicie zakładać do tego żadnych kont, a ja nawet jeśli bardzo będziecie tego chcieli nie poznam Waszych imion. No chyba że podpiszecie się pod zadanym pytaniem. 

A, i jeszcze jedno. Pytanie można zadać również na blogu - jeśli post przewiniecie na sam dół to zobaczycie taki "banner". W ramkę która pojawi się po kliknięciu przez Was na "tak" wpisujecie co tam chcecie wpisać i klikacie na "wyślij". 

2. Możliwość obserwowania bloga

Byłabym Wam bardzo, bardzo wdzięczna gdybyście zaobserwowali mojego bloga. Jest to dla mnie bardzo miłe, podnosi na duchu, sprawia że dostaję motywacyjnego kopa żeby iść do przodu... 

Wczoraj na prawym pasku, zaraz pod "popularne posty" dodałam ikonkę "obserwuj".

3. Posty zaczną się częściej pojawiać

Tak, wiem - od ostatniego czasu publikuję posty co 6/7 dni. Bardzo Was za to przepraszam i obiecuję że postaram się zmienić. 

Dziękuję za to że mimo wszytsko czytacie mnie, jesteście ze mną, piszecie do mnie... To mega motywuje <3. 

A zatem przechodząc do właściwej części posta...




W jeździectwie zaliczyłam już całe tryliardy wpadek, jednak to tą jedną będę pamiętać do końca życia. 

Było to bardzo, bardzo dawno temu (klimat a la "za górami, za lasami"), kiedy Malwinka była jeszcze małoletnią smarkulą, która wiedziała o koniach tyle co NIC. Na widok każdego przedstawiciela gatunku equus drżała z podekscytowania. Tak, tak: do każdego musiała podejść, poklepać, najlepiej dosiąść. Opcjonalnie: nakarmić. No i stało się. Szła sobie wzdłuż rynku (zdaje się, że było to w Hiszpanii), a na horyzoncie zamajaczyła jej
sylwetka Konia. 

Był to andaluz, może zwyczajny mieszaniec - fakt niezbyt ważny. Obok stał facet przebrany za rycerza, który w tandetnym stroju i z mieczem w ręku reklamował muzeum gwardzistów, ale on również nie klasyfikował się jako elemet istotny. 


Malwince oczy zaświeciły się jak dwie pochodnie; w podskokach pognała do zwierzęcia by je objąć. Krótkim: "mogę wsiąść?" załatwiła sprawę, a przerażony przebieraniec tylko kiwnął głową. Obrała to jako dobrą monetę i zanim rycerz zdał sobie sprawę co się święci, już siedziała na grzbiecie białego rumaka (nie chcąc ujmować honoru zwierzęcia, nie będę dalej komentować jego aparycji). 


Gdy mocno już zniecierpliwiony rycerz stwierdził, że z łaski swojej mogłaby już złazić, Malwinka stwierdziła że da radę sama (brutalna asertywność w reakcji na szczerą chęć pomocy). Co jak co, jeździła już dobrych parę lat, co w jej przekonaniu brzmiało jak miliardy lat świetlnych. Niestety, okazało się, że w kiecce i koturnach z konia zchodzi się znacznie trudniej. I nie, nie dała rady. Na oczach całego rynku spadła... prosto w ramiona rycerza. No co, każdemu się przecież zdarza. 

Malwina

Copyright © 2014 JAK LEPIEJ JEŹDZIĆ KONNO? , Blogger
Wypasiony Katalog Stron