Załóżmy, a raczej zdajmy sobie sprawę z faktu, że jazda bez strzemion jest trudna. Gdy zaczynałam wprowadzać w moje jeździectwo całkowite treningi bez strzemion, czułam się jak zdeformowany worek ziemniaków, który nie ma co ze sobą zrobić. Z czasem szkoła przetrwania nauczyła mnie jak utrzymać na wysoce niestabilnym podłożu, jakim jest koński grzbiet. Nie jestem ekspertem, ale jednak ułożone przeze mnie wskazówki są w stanie wyraźnie poprawić trening (czuję, że brzmi to jak jakaś tania reklama, ale co mam powiedzieć, skoro to faktycznie działa?).
1. Odchylenie do tyłu, a raczej jego brak
Gdy tylko czułam, że koński grzbiet podrzuca mnie do góry, momentalnie pochylałam się do przodu - zapewnie sądzac że to uchroni mnie przed ewentualnym wyleceniem z siodła.
Nie wiem z czego to wynika, ale lekkie (z podkreśleniem na lekkie) odchylenie do tyłu powoduje, że stajemy się bardziej stabilni. Słowem - mniej podskakujemy.
2. O co chodzi z tym trzymaniem się kolanami...
Tak zwani trenerzy dzielą się na dwa nurty: na ten propagujący rozpaczliwe zaciskanie kolan o siodło oraz na ten propagaujący całkowite odstawienie kolan od siodła (tak żeby przypadkiem się nie spiąć).
Za którym "nurtem" jestem? Szczerze: za żadnym. Bo złoty środek, jak sama nazwa wskazuje, leży pośrodku.
Nasze nogi powinny się w siodle tak układać, żeby uda idealnie dopasowywały się do kształtu poduszek siodła. Czyli: nasze nogi powinny być zgięte pod takim kątem, jaki "wymusza" na nas budowa siodła. Bardzo wielu jeźdźców podczas jazdy bez strzemion pozwala sobie na takie "nic nie robienie" i całkowite prostowanie (nie zginanie) nóg w kolanie. I to jest złe.
Żeby było nam łatwiej poprawnie ułożyć nogę i żeby zyskać na stabilności, powinniśmy zacisnąć kolana.
Problem polega na tym, że możemy zrobić to źle. Jeśli z całej siły złapiemy się kolanami o siodło to - tu przyznaję rację wszystkim fanom odstawiania kolan od siodła - cali się zepniemy, a nasza miednica automatycznie zrobi "mikropółsiad", czyli mówiąc po ludzku: nie będziemy w stanie usiąść głęboko.
Jeśli będziemy mieć obciążone strzemiona oraz uda, bedziemy siedzieć na kościach kulszowych, a nie łonowych i chwycimy się siodła udami (przede wszystkim) oraz kolami (trochę mniej): to osiągnięmy to, o co nam chodzi.
3. Ułożenie nogi
Zasada, którą zapamiętać musi każdy: nasze nogi powinny być tak ułożone, jak ułożone byłyby gdybyśmy mieli strzemiona. A więc, moi drodzy: pięty w dół, palce do konia i tego radzaju teksty powracają :).
4. Rozluźnienie - z innej niż zwykle strony
Rozluźnienie... I tu znów można zrozumieć coś na opak. Jak pewnie zauważyliście, nieustannie tłumaczę Wam, że kluczem do nie - podskakiwania jest rozluźnienie. Nie myślcie jednak, że jeśli bęcie takim flapem, który ani jedego mięśnia nie używa, będziecie jeździć poprawnie. Czemu?
Wyobraź sobie taką sytuację: nie używasz ani jednego mięśnia, jesteś całkowicie rozluźniony. Byłbyś w stanie teraz przekoczyć stacjonatę? Śmiem twierdzić, że nawet mistrzowie by sobie z tym nie popradzili.
Sęk tkwi w tym, że pewne mięśnie spinać musimy, a innych nie. Problem rodzi wtedy, gdy spinamy te mięśnie, które powinny być w danym momencie rozluźnione (zaczyna nas wtedy wybijać) oraz wtedy, gdy rozluźniamy mięśnie, które w danym momencie powinny być spięte (tracimy stablilność i równowagę).
Wiem, że trudno w to uwierzyć, dlatego też przygotowałam dla Was pewnien dowód. Wystarczy, że poszukacie w internecie filmiku przedstawiającego końskiego championa. Na pewno zauważycie, że choć jest on rozluźniony, jego mięśnie bardzo mocno pracują. Na zmianę spinają się i rozluźniają. U nas sprawa wygląda tak samo.
5. Czasem po prostu nie myśl
Moja trenerka nigdy nie pozwala mi na to, żebym jeżdżąc bez strzemion nie miała żadnych innych zadań do wykonania. A to muszę ćwiczyć zgięcia, a to przejścia... dużą zaletą jest to, że jeśli nie myślę o tym, żeby za wszelką cenę nie podskakiwać, to faktycznie nie podskakuję :).
Malwina