Jeszcze jako początkujący jeździec zwróciłam uwagę na fakt, że w jeździectwie mamy tysiące różnych dróg. Różnych, czyli takich, które się różnią. Sprzecznych. Żeby wykonać jedno i to samo ćwiczenie możemy znaleźć tysiące stwierdzeń, które nieudolnie próbują je opisać. I nie, nie są to synonimy. Instrukcje, na które się napotykamy potrafią być od siebie tak odległe jak przestrzeń między biegunami.
Pojawia się problem, i to wcale nie mały problem. Skąd bowiem my, marni początkujący, mamy wiedzieć która z dróg jest słuszna, a która nie? No właśnie.
Odpowiedź jest na pozór bardzo pozytywna, ale tylko na pozór. Otóż 99% opisów, na które się napotykamy jest poprawna. Słowem: prawdziwa, ale tylko w szczególnych przypadkach.
Pozwólcie, że wytłumaczę o co mi chodzi na przykładzie matematyki. Na pewno w szkole liczyliście długości boków trójkątów. Nauczyciel mówił Wam, że żeby obliczyć to, trzeba użyć tajemniczego wzoru, tak zwanego twierdzenia pitagorasa. To twierdzenie jest bardzo mądre i bardzo prawdziwe, ale problem jest taki, że nie zawsze działa. Jeżeli ktoś zastosuje go do trójkąta innego niż prostokątnego, wyjdą mu bzdury.
Jak widzicie, nawet w czymś tak logicznym jak matematyka mają miejsce "porady", które sprawdzają się tylko w określonych przypadkach (w tym wypadku, tylko w trójkątach prostokątnych). Żeby mieć poradę, która sprawdzi się w każdej sytuacji, trzeba ją uogólnić. O ile matematycy wymyślili uogólnione twierdzenie pitagorasa (cosinusy i te sprawy...), o tyle w jeździectwie nie jest to takie proste.
Wytłumaczmy to sobie na innym przykładzie, już związanym z końmi. Jola jeździ konno od roku i ma straszny problem, ponieważ nie umie zgrać się z koniem. Boi się, przez co jest strasznie sztywna. Brakuje jej swobody i elastyczności, co szybko zauważa spostrzegawcza instruktorka. Mówi jej, że w jeździectwie sednem sprawy jest rozluźnienie, nie ma niczego ważniejszego. Jest to w pewnym sensie prawda - dla Joli najważniejsze będzie to, żeby się rozluźniła. Załóżmy, że Jola zrozumiała to, nauczyła się poprawnej jazdy.
Widząc jak dobrze Jola jeździ konno, koleżanka Kasia poprosiła ją o trening. Ucieszona Jola zgodziła się pomóc, umówiły się na ujeżdżalni. Kasia wyznała Joli, że zupełnie nie umie zgrać się z koniem. W rzeczywistości, jej problemem było to, że przesadnie się rozluźniała, a w jej ciele brakowło napięcia mięśniowego. Kasia nie pomyśła o tym jednak, a powtórzyła zasłyszaną od instruktorki mądrość: w jeździectwie sednem jest rozluźnienie, nie ma niczego ważniejszego".
Kasia zastosowała się do tej rady, ale niczego ona jej nie przyniosła. Dziewczyna doszła do wniosku, że nie potrafi jeździć konno, a brak zgrania ze zwierzęciem to po prostu wina braku talentu.
Widzicie już o co chodzi? Żeby lepiej jeździć konno, musicie wiedzieć z czym macie problemy, a nie ślepo podążać za poradami, choćby nie wiem jak mądrze brzmiały. Nawet głupie wybijanie w kłusie ćwiczebnym może mieć dwie sprzeczne sprzyczyny: brak rozluźnienia i brak spięcia.
Jeźdźcom przesadnie spiętym radzę rozluźnienie, jeźdźcom przesadnie rozluźnionym radzę spięcie - i choć to naprzemienne "zepnij się", "rozluźnij się" wygląda tak jakbym wcale nie wiedziała o co biega, tak naprawdę ma to swój sens.
Nie dziwcie się widząc sprzeczne porady, to ich brak powinien Was dziwić. Metod wykonania jednego ćwiczenia jest tyle ile koni i jeźdźców razem wziętych, a może jeszcze więcej. Całkiem sporo, ręczę Wam ;)
Inna sprawa to błędne porady, te też występują. Nie o nich jednak dzisiejszy post.
Oprócz sprzeczności w "instrukcjach" dotyczących wykonywania różnych ćwiczeń, nieścisłości można doszukać się w "nurtach", które zwładnęły naszym jeździeckim światem.
Natural, klasyk, west, art2ride, jeździectwo konkiliarne, skoczkowie (taaa, Ci ostatni to osobna kategoria ;) ) - nie chcę wymieniać tu ich wszystkich, sami pewnie je znacie.
Jeźdźy dzielą się (w dużym uproszczeniu) na tych, którzy należą do jednej z tych grup, wszem i wobec obwieszczając jej cudowność i niezwykłość oraz na tych, którzy są zagubieni, bo nie wiedzą, która z nich jest tą słuszną. Są też Ci, którzy - jak ja - mają je zupełnie gdzieś, ale to zupełnie inna bajka.
Pojawia się pytanie: która z dróg jest słuszna? Kto ma rację - natural czy klasyk? A może jeździectwo konkiliarne?
I odpowiedź: nie droga się liczy, ale jej cel. Lepiej byłoby polną ścieżką trafić do Nieba niż asfaltową trzypasmówką do piekła, mówiąc metaforycznie. Każdy, kto próbuje zrozumieć dobro konia i nie zadaje krzywdy ani mu ani sobie, niech wie że idzie dobrą drogą. Nie ważne czy na czole będzie miał napisane klasyk, czy natural, czy Bóg wie co jeszcze...
Ja sama... na początku byłam naturalem, potem klasykiem, ostatecznie zostałam po prostu sobą. Tego też Wam życzę!
Malwina